MENU GŁÓWNE:
Jaki jest HOVAWART:
Chcę mieć HOVAWARTA:
Mam HOVAWARTA i co dalej?
Nasze psy:
Ot, fotka:
 

najbardziej psi ze wszystkich psów -  HOWAVART

 

<< powrót do działu ANEGDOTY <<

ANEGDOTY- RÓŻNOŚCI:

czyli jakie są hovki

 

Dorota: - Z wieloma osobami z tego forum znamy sie od dawna nie tylko wirtualnie ale i osobiscie, więc nie będę się na swój temat rozpisywać. Dla tych, którzy mnie nie znają powiem tylko, że mam jedynego chyba czarnego niufa wśród hovawartów - Don Diego Pałacowe Piękności, w domu zwanego Hooverem. Hoovru, jak przystało na niufa, najbardziej ceni sobie w życiu święty spokój, wygodę, smakowitą miskę oraz towarzystwo miłych kolezanek. Kolegów toleruje dopóki nie zakłócają mu swietego spokoju, nie wyjadają z miski i nie podrywają koleżanek. Jeśli chodzi o szkolenia to uwielbia wyłącznie płynące z nich apanaże, czyli smakołyki. Żeby je dostać czasem jest gotów nawet wykonać komendę "siad", chociaż zdecydowanie preferuje "waruj", a szczególnie "waruj - zostań." (byle na długo). Do pozoranta ma stosunek pozytywny dopóki ten zbyt głośno nie krzyczy i nie macha mu przed nosem pałką. Wtedy zmuszony jest odwrócić się do niego tyłem. Tropienie - owszem bardzo ciekawe zajęcie, pod warunkiem, że prowadzi do suczki z cieczką. Wtedy ilość i kierunek załamań nie mają najmniejszego znaczenia. Humor czasem psują mu dwa maluchy, szpic miniaturowy Conti i interchampion Sprocket, bo podkradają mu kości, chowają u niego w posłaniu, a potem nie dają mu tam wejść. Na szczęście w ich 'budkach" zawsze można znaleźć coś na pocieszenie.

______________________________________________________________

Marcin: - Mieliśmy z Hooverem ciekawe zdarzenie. Bawiliśmy się naszą piłeczką na sznurku, kiedy stała się rzecz straszna, piłka wywlekła się ze sznurka. Hovawart zdębiał - coś się nie zgadzało. Za samą piłką nie chciał biegać, sam sznurek to też nie bylo to. Raz brał do pyska piłkę drugi sam sznurek. Kładł piłkę na sznurek, może się sam nawlecze. Chyba więc Hovawart jest konserwatystą - wszystko musi być zawsze tak samo, zmiany są niemile widziane.

______________________________________________________________

Dorota: - A jeszcze się dzisiaj pochwalę, jakie Huvru ma wrodzone prawidłowe! zdolności obronne. Otóż szliśmy sobie nad jeziorkiem o 9 wieczorem, kompletne ciemności. I nagle Huvru zorientował się, że w krzakach ktoś sie czai, jakiś facet. Zaczął go obszczekiwać, okrążać i nie dał mu się ruszyć. Ale nie podleciał żeby ugryźć i nie pozwolił zrobić tego Saszce, która oczywiście koniecznie chciała uszczypać faceta w tyłek. Kiedy go odwołałam poszedł za mną, ale nie z przodu tylko z tylu, kontrolując jeszcze sytuację. I co jeszcze ciekawsze, kiedy za jakiś czas z krzaków niespodziewanie wyszedł strażnik miejski, Huvru udał że go nie widzi. (Znowu w przeciwieństwie do Saszki, która chociaż tego chciała uszczypnąć w tyłek). Mówię Wam, on czuje cieżar tego championatu, dlatego taki się zrobił odpowiedzialny.

______________________________________________________________

Hanka: - Dziś, już po spacerze zapakowałam Marlota do samochodu. Misty była gdzieś z przodu, bidula w kagańcu. Nagle dopadła ją sfora labradorów. (Mieszka ich razem 7 sztuk i co chwila robią sobie nową dziurę w płocie żeby wymknąć się na ulicę). Molestowały ją potwornie, starały się zdominować jeden przez drugiego, skały na nią samce i samice. Broniła się jak mogła (a ona łatwo się nie poddaje - jedyny, który może ją dominować to Marlowe). Otworzyłam drzwi od samochodu licząc na to, że bidulka wycofa się i przybiegnie. Zamiast tego wysiadł Marlowe. Podbiegł do tej bandy - zjeżył włos na karku (książkowo - właśnie jestem po lekturze "Jak rozmawiać z psem"), wypiął pierś, warknał raz na jednego najbardziej zawziętego i rozpędził towarzystwo bez użycia zębów. Cała banda cofnęła się o dobre 3-4 metry i obydwa moje psiaki raz zawołane grzecznie wsiadły do samochodu. Marlotek powiedział wyraźnie: to moja suka i zrobię z was tatar jeśli któryś się zbliży. Poskutkowało. Zawsze w takich sytuacjach jestem bardzo z niego dumna, wiec chciałam się wam pochwalić. Może pomogła tu moja postawa, bo przez skórę czułam, że jatki nie będzie i przez cały czas byłam zupełnie spokojna.

______________________________________________________________

Ania: - Ha, tydzień temu ja Wam zazdrościłam, to dzisiaj Wy zazdrośćcie nam. Mieliśmy CUDOWNY spacer. Zwołała nas Monika, psy ze wszystkich swoich miotów, taki przegląd hodowli ;-))) Byli z miotu M: Misty, Morgan, Molly, z miotu N: Noris i Nixon, z miotu O: Orson i Kto (?) - Monika niech powie, bo nie wiem. Do tego Orane, Roma i Marlow - szwagier. Wbrew obawom pogoda zrobiła się prześliczna, a psy spacerowały w przecudnej komitywie. Ja co prawda bałam się jak zwykle Marlowa, już miałam przygotowane w myślach prośby do Hani, żeby szwagra gdzieś schowała, a on był po prostu super taktowny i zupełnie nieużywający przemocy. Obaj dorośli panowie od razu w kagańcach. Mało tego, wyraźnie unikali się z Morganem wzrokiem, mijali nie patrząc na siebie, a jak któryś na drugiego spojrzał, to ten drugi akurat od razu patrzył na drzewa, chmury itp. I nie było tak, że to zawsze Morgan unikał wzroku Marlowa i przed nim uciekał, bo jak Morgan szedł na początku stada i się obejrzał, to wtedy Marlowe natychmiast się obejrzał też w tył. Jakby pytal - na kogo patrzyłeś, chyba nie na mnie? Oni prowadzili jakąś niesamowitą grę. Kto literaturę czytał, ten lepiej mógł ich obserwować...

______________________________________________________________

Ania: - Morgan jeszcze niedawno był na końcu łańcucha pokarmowego wszystkich hovawartów świata. U nas w domu był nawet za Dino, a tylko przed kotem. I niestety chyba dojrzał. Nie ma już zabaw z innymi panami o podobnej posturze, bo skończyłoby się konfrontacją sił. Tylko suczki i jest cudownie. Jak również już od paru miesięcy bez kagańca między inne samce nie wchodzę. Bo jakby co, to rozdzielisz sama dwa duże psy? Uprzedzam, że trzeba mieć naprawdę refleks i siłę, jak również jakąś wprawę. No i dziecko się może mocno wystraszyć. Moja dwuletnia Magda po takiej akcji z poprzednim psem wyprodukowała pierwsze w życiu zdanie "Pies jeden drugi szyja am". Ale może być i gorsza trauma.

______________________________________________________________

Ania M: - .... Bo wiecie co - im potrzeba roboty, tory przeszkód, długaśne spacery, szkolenie, dworce, lotniska, koszary, wybuchy, bandyci do gonienia. A tak to energia sie kumuluje i wychodzi nie tam gdzie trzeba. Chyba stworzymy społeczną grupę wsparcia dla ofiar nadaktywnych hovawartów...

______________________________________________________________

Julka: - ... Hehe, my z Panem K jesteśmy śpiochy i nawet jak z powodu jazd wstawałam rzeczywiście wcześniej, to tylko z oburzeniem otwierał jedno oko, gromił mnie wzrokiem i odwracał się tyłem, mrucząc pod nosem cos w rodzaju "A szlag by cie trafił z tymi jazdami i z tym ryczącym ekspresem do kawy...". O wylewnym powitaniu nie było nawet co myśleć.

______________________________________________________________

Julka: - Lato... Panu K jest trochę jakby gorąco i pewnie dlatego jest raczej grzeczny. A dzisiaj wieczorem mnie rozwalił, jak akurat myślałam sobie, że dawno nie zmalował nic spektakularnego i nie mam co odpowiedzieć, Kedves postanowił uratować sytuację. Ponieważ jest dość ciepło (nie wiem, czyście zauważyli, dlatego piszę), to moim zasadniczym strojem jest bikini (znaczy w domu, nie w mieście, prawda...). Takie wiązane na kokardkę na szyi i na plecach. No i siedziałam sobie przy stole, czytałam książkę, powietrze stało, rtęć bulgotała w termometrze, no standard. I nagle do kuchni wszedł Pan K. Zaspanym, znudzonym krokiem zbliżył się do mnie, wcisnął się między stół a ścianę, usiadł obok mnie, westchnął głęboko i melodramatycznie, łypnal na mnie spode łba z takim wyrzutem, jakbym zrobiła mu jakąś straszną krzywdę, po czym zdecydowanym gestem, jakby robił to codziennie, złapał zębami za sznurek od kostiumu, pociągnął mocno, rozwiązał, wypluł z pogarda i wyszedł nie oglądając się za siebie. A ja zostałam półnaga, bo oczywiście kostium mi podjechał pod brodę, wyjąc ze śmiechu i nie mogąc się nadziwić, jakim cudem udało mu się trafić od razu we właściwy sznurek, skoro miotało mi się ich na plecach kilka i jakim cudem zrobił to wszystko tak błyskawicznie i tak sprawnie. Nie da sie tego opowiedzieć, ale on to zrobił tak, jakby to był jego znienawidzony obowiązek, ściąganie mi tego kostiumu, taka miał minę niesamowitą!

______________________________________________________________

Z cyklu rozmowki na gg: pt: "Szczerosc"

B: - To bylo w czasie odkurzania dywanow. Ja sobie odkurzam spokojniutko i w pewnej chwili dotkne3am kaloryfera. Przeszla malutka iskierka pomiedzy nami. Wiec sie zorientowalam, ze jestem dosyc mocno naelektryzowana No i sobie dalej spokojnkutko odkurzam, az tu widze tego mojego zboja zblizajacego sie z zadowolona morda i wyrazem oczu mowiacym: - teraz bedziemy sie szarpac (w domysle: on bedzie szarpal a ja sie mam bronic). No i leci do mnie z tym swoim mokrym nosem a ja wrzeszcze:Nie, NEEEE! a on oczywiscie ma to gdzies i dawaj z tym swoim nosikiem do moich raczek biednych, pokasanych. No i go popiescilo leciutkim pradem. Ale mial glupia mine. Od razu nabral szacunku.
K: - no i bardzo dobrze, moze mu zostanie na dluzej...
B: - ... szczerze watpie....

______________________________________________________________

kabanta: (Zima) ... - zdjecia by sie przydaly... Ja chetnie bym wstawila zdjecie (ktorego nie ma) z Pecic. Jak Kedwesz postanowil sie przywitac z jakims psem i nie przejmujac sie Julka na drugim koncu smyczy, poooszedl... Poniewaz bylo slisko, wiec Julka po prostu kucnela i pojechala za swoim psem na butach ... a najlepszy byl niezwykly spokoj na jej twarzy - rownie dobrze moglaby trzymac w tym momencie w rece jakas ladna ksiazke ;))))))

______________________________________________________________

Julka: (Po wakacjach) - Kurcze, Ania wrocila, nasza guru, nasz zmniejszacz zdjec, nasz specjalista od logowania, i zamiast trafic w sam srodek dyskusji o cebulkach wiosennych kwiatow lub zapachu morskiej bryzy, to musi zaczynac od gownojadow i Tarzanow (od tarzania)... Uwazam, ze to nieladnie z naszej strony... Moj nie je kup (odpukac, o matko...), ale zdarzylo mu sie wytarzac raz czy dwa... Ale jak skumal, ze konczy sie to kapiela, zarzucil te rozrywke na rzecz symulowania tarzania. Bardzo bawi go ten moment, kiedy rzuca sie na plecy, na czysta, sucha trawe, a ten, kto jest z nim akurat na spacerze pedzi ku niemu z rozwartymi ramionami, potem przypomina sobie, ze trzeba biec w przeciwnym kierunku, wiec hamuje w miejscu wzbudzajac tumany kurzu, zawraca i biegnie z rozwartymi ramionami w druga strone wrzeszczac przez ramie: - "Nie!!! Nie!!! Pileczka, pileczka! Ringo! Ciacho! Biegamy! Skaczemy! Turlamy sie, Kedwesz, turlu, turlu! Pileczka! Na sznurku! Leci! Spacerek! Spacerek! Aha, jestesmy na spacerku! Ciacho...!" Glowe bym dala, ze Pan K trzyma sie wtedy lapami za brzuch ze smiechu...

______________________________________________________________

kabanta: - Dzisiaj dwa razy przylapalam Bantę na tym, ze lezala na boku i szczekala dla samego szczekania ;)

Hanka: - Zycze powodzenia. Moja mala Mistusia tez tak zaczynala. Pozniej musiala miec powod do szczekania. Kiedy miala 4 miesiace i zobaczyla swiateczna choinke usiadla na przeciwko i szcekala przez 40 minut - a choinka nic. Teraz szczeka regularnie (nie choinka - Misty), zawsze od godziny 3 00 do 4 00 nad ranem a potem od 5 00 do 6 00. Zaloze sie ze sasiedzi to uwielbiaja (choc mysle, ze bardziej przeszkadza im chrapanie mojego meza). Nawet rozmawialam z sasiadami.. Ci ambitni czasem wygladaja zeby sprawdzic czy cos sie nie dzieje. Ona szczeka chyba tylko po to zeby oznajmic swiatu, ze istnieje. No ale za to ma we wsi opinie "ostrej suki".

______________________________________________________________

Dorota: - Ja tez nareszcie mam prawdziwego hovawarta (a wlasciwie hovawartke) chociaz tylko przejsciowo, bo jestem jej prawnym opiekunem. Mówie prawdziwego, bo wszystko robi jak nalezy - klamie, kradnie, gryzie i spi z nami w lozku. I oczywiscie rznie glupa. Hoover jest w szoku. Zobaczymy co bedzie dalej...

______________________________________________________________

Julka: - Kedwesz baaaardzo dlugo nie bawil sie gotowymi zabawkami ze sklepu, zreszta trudno mu sie dziwic, skoro calymi dniami kradl po calym domu inne 'zabawki'... W koncu zaskoczylo, chyba jak dostal od sasiada duzego, zielonego jeza (ukochanego do dzisiaj), ale bylo to dlugo po czwartym miesiacu zycia. Swoja droga to ciekawe, bo w stosunku do papierow, gazet, kartonow, szmat itd. mial zapedy zdecydowanie niszczycielskie: najfajniej bylo rozszarpac wszystko w drobiazgi i patrzec, jak fruwa, natomiast wszystkie zabawki gumowe sa zachowane w stanie idealnym. Nawet jego pierwsza zabawka, gumowy bucik, ktory dostal od swojego taty na nowa droge zycia, poza tym, ze przestal piszczec (dal Bog...), jest zupelnie niezniszczony. Na poczatku nasz dom wygladal jak po przejsciu huraganu: na podlodze we wszystkich pokojach walaly sie stosy 'zabawek', takich jak u Banty: stada pojedynczych starych kapci, zmiotki, smietniczki, kawalki szmat... No i wtedy tez robilam mu zabawki sama, zeby go troche zajac. Szczegolnie polecam (nadal robie to od czasu do czasu, chociaz sekretu juz w tym nie ma zadnego) grzechotke. Biore taka rurke, ktora zostaje po zuzyciu rolki recznika kuchennego (ewentualnie papieru toaletowego), zawijam z jednego konca, wsypuje male kawalki ciasteczek albo karmy, zawijam drugi koniec i najpierw grzechocze psu przed nosem, tak, zeby przebieral lapami w miejscu i byl pewien, ze jego dalsze zycie nie bedzie mialo najmniejszego sensu, jesli natychmiast nie dostanie tego do pyska i wreszcie mu daje. Jak byl maly, to najpierw sie troche bawil i grzechotal sam sobie, teraz, jak juz wie, ze w srodku sa ciasteczka, to bezceremonialnie sie do nich dobiera, ale kiedys zabawa byla przednia!

______________________________________________________________

Julka: (nowe posłanie) - ... nie ludz sie, ze pozostanie dziewicze i nienaruszone: nasze juz sie troszke nadgryzlo delikatnie mowiac, ale to dlatego, ze Kedwesz szukal dla niego nowego miejsca i przeciagnal je po calym domu w poszukiwaniu nowej siedziby, a ze momentami mu sie nie miescilo w drzwiach, to zdeczka je uszkodzil, zeby sie nie wyglupialo. No i nie ma mowy o spaniu tam, ale za to bardzo lubi sie tam kokosic (jak widac na zalaczonych obrazkach) no i jako, ze szybko skumal czacze, ze tam jest autonomia i teren ambasady i ze nic mu tam nie grozi, to jak cos ukradnie to pedzi do pontonu. No i znosi tam co wieksze kostki, ciasteczka i w ogole skarby. I tuli sie tam slicznie i rozkosznie. No fajny taki ponton jest!

______________________________________________________________

Ania M: (pontonowa depresja) - - Nie kupie, nie kupie, nie kupie im nic!!!! Ani pontonu, ani materaca, ani nawet deski zlamanej!!!!! Wystawilam dzisiaj koszyk psa Dina z materacykiem na ganek, zeby mu tylek nie marzl, bo po spacerze moje psy zostaja do wieczora glownie na dworze. Zwlaszcza, ze ostatnio ranki zimne i z rosa. I co? Po poltorej godziny z koszyka zostaly drobne drzazgi!!!!! Kocyk wywleczony gdzies na trawniku. Nie wiem ktory to, ale chyba jakas wspolpraca byla, bo jeden by nie dal rady takiego tartaku zrobic. A mogli miec takie piekne pontony....:-((((((

______________________________________________________________

Dorota: - To u mnie Sasza tak zaczela ogryzac buty, ze siadam do komputera w calych klapkach, a jak wstaje, to mam tylko te czesc na palcach.

______________________________________________________________

kabanta: - A Banta wczoraj przyszla odwiedzic mnie w lazience - wylizala mi oczywiscie mokre rece, lokiec, buzie ... i nieopatrznie postawila lapke na dywaniku przy wannie. Lapka, jak to lapka, zaczela jej odjezdzac.. Banta pochylila sie nad nia i patrzy - leb z dol, zmarszczki na czole, uszy jak choragwie do przodu - pies mysli..... A lapka dalej odjezdza. Postawila wiec druga lapke - teraz jej dwie lapki odjezdzaja, wiec zmarchy jeszcze wieksze, uszy jeszcze bardziej do przodu - wciaz mysli, a lebkiem kreci jak sroka. W koncu wymyslila - i obszczekala dywanik!! ... bidny przestraszyl sie chyba, bo wprawdzie nie odpowiedzial, ale sie zatrzymal... (na szafce!)... a Banta bardzo dumna z siebie, z podniesionym ogonem (i z moim kapciem) wyszla z lazienki. Dzielne te nasze hovki, co? ;-)))

______________________________________________________________

(ZŁA ENERGIA Z KOSMOSU)

Edyta: - No, widze, ze wczorajszy dzien byl dniem zniszczen. Ja uprzejmie zamknelam psy (na 3 godz.) wczoraj w domu (bo moze deszczyk bedzie padal i zmokna) i odwdzieczyly mi sie (a raczej Artemiska, bo India juz dawno nie gryzie nie swoich rzeczy) :-(
1. Gabka, ktora czekala na pokrowiec i miala byc dla nich - wygryziona :-( i rozwleczona po calym domu :-(
2. kable, wypakowane z torebki i porozrzucane po calym holu :-(
3. sweter sluzyl chyba jako scierka do podlogi :-(
4. buty (2 razy noszone) - poobgryzane :-(
Pontonu im i tak nie zamierzalam kupic, ale nad tym czy dac im materace dzieciece (taki mialam plan), zaczelam sie powaznie zastanawiac. Marzena, niezly pomysl z tymi paletami i starym dywanem. Kupuje :-)

Honorata: - Moje małe BYLO grzeczne. Do tej pory (6m-cy) koszyk wiklinowy calutki, nie ruszony, posłanko calutkie. Sporadyczne wpadki typu złodziejstwo skarpet, czy wyciąganie ubran z kosza na brudną bielizne - małe przestepstwo. Pogryzione zabawki - ok, konewka - przeboleje, ALE MOJA FAJOWA CHUSTECZKA NIE!!!!!!! Sa i dobre strony tego incydentu - mam teraz mase malych chusteczek o roznych ksztaltach i rozmiarach.
Wiem! Wczoraj musiala zadzialac ZLA ENERGIA Z KOAMOSU, bo przeciez nasze futrzaki sa POUKLADANE i GRZECZNE ;-))). Nie widze innego wytlumaczenia.

Marzena: - Ja nie nadazam z pomyslami jakie maja moje psy, te dorosle rowniez. Wczoraj mloda wilczarzyca albo hovka (podejrzewam te wieksza) skatowala kolejna wycieraczke lezaca przed tarasem.Malo tego, zaniosla ja do kojca i ukryla w budzie. Dodam, ze wycieraczka byla nowka, lezala jakies 4 godziny!!! Nie wspomne faktu, ze codziennie znosi mi drzewo do kominka na taras, wiec daleko nie musze chodzic. Sambo i Tasman (3-miesieczne wolfy) nasladuja starsza kolezanke i przynosza na razie "skromne" patyczki, ale z dnia na dzien coraz wieksze. Zas Berta jest swietnym aporterem smieci, znosi je z podworka do domu. Jedyny REKIN, ma chyba funkcje dyrektora i wszystkim "tylko" nadzoruje. W kazdym razie na pewno nie mam czasu na nude.

Ula: - Ja wylozylam cale podworko brukiem drewnianym i Exit znalazł sobie jedno miejsce gdzie udalo mu sie wygrzebac kostke. Teraz codziennie na tarasie znajduje nastepny drewniany walec. Ustawiam je kolo siebie , mam juz ladna kolekcje. Hovy musza cos robic.

Ania: - Hej, bardzo sie ciesze, ze Wasze psy tez niszcza rozne rzeczy, bo juz myslalam, ze to jest jakas moja tragiczna wina (niewybiegane, za malo patykow i kosci , itd itp.). Dla ulatwienia dodam, ze w tym zezartym koszyku Dino spal w domu od kiedy sie u nas pojawil, czyli pol roku i nic nie zrobil, tzn lekko wymamlal kocyk i jeden patyk wikliny pogryzl. A jak tylko koszyk wyjechal poza dom - tartak... Ula piszesz o plastikowym koszu - to taka jakby jajowata miednica z wykrojonym wejsciem? Morgan uwielbia wlasnie gryzc taki plastik... pewnie by sie ucieszyl. Oni wszystko demoluja, co jest na zewnatrz domu, a da sie pogryzc, bo zostaja od wrzesnia sami na kilka godzin. Nawet 8-9 godzin, niestety, ale takie mam teraz warunki pracy. Hulaj dusza, piekla nie ma. Wyrywaja nasadzone drzewka i krzaczki, wlasnie zlikwidowali mi wrzosowisko z miniaturowymi iglaczkami. Drewno kominkowe mam w calym ogrodzie. Jak znajda worek foliowy - dra na strzepy. Ten patent z europaleta pokryta wykladzina to zaraz wciele w zycie, ale bedziemy musieli jakas listwa metalowa zabezpieczyc brzegi, zeby nie daly rady napoczac zadnego koniuszka. Bo napoczety koniuszek, to.... demolka gwarantowana;-)))

kabanta: - no wlasnie ta energia do nas na Mokotow tez dotarla... A juz chcialam napisac, ze te wszystkie katastrofy z rozniesionym drewnem, pozartymi lozkami, wyzartymi kolkami brukowymi dotycza tylko tych, ktorzy maja tarasy, i ze to moze nie wina psow tylko tych tarasow ;-))) Ale niestety ta teoria nie wypalila - w moim mieszkaniu zalągł sie psi mól i wyzarl dywanik w lazience, obrabal dywan w pokoju, a ostatnie ulotki i gazety dokladnie rozdrobnil ;) ... kupie sobie spray na mole! ABanta przeciez taka grzeczna!!

Kasia G: - A Baja z Jamalem przeszli sami siebie! Ja pojechalam kupic im takie ladne obroze na szkolenia, a oni w tym czasie sciagneli moj plecak z szafy (takiej co ma ok 160cm) i zjedli portfel, zawartosc portfela i kawalek plecaka!!! A wszystko dlatego, ze szukali saszetki ze smaczkami!

______________________________________________________________

Radek: - Wczoraj zadzwonili do nas wlasciciele Browni i zapytali czy jezeli Browni była szczepiona p/wsciekliznie i zostala ugryziona przez bezpańskiego psa to trzeba ja jakos prewencyjnie leczyc. Od slowa do slowa dowiedzieliśmy co się stalo: Anita szla z Hubertem i Browni do domu w ich wsi. Nagle Anite zaatakowaly dwa bezpańskie psy jeden w typie wilczura a drugi mniejszy i ... Browni nie dopuściła do tego i zaczela kotłować się z "wilczurem" a gdy zaczal ja atakowac ten drugi i zaczeli zbyt niebezpiecznie zbliżać się do Hubcia i Anity, to odciągnęła je na bok aby mogli uciec. Chyba zreszta dala im rade, niestety ma mala ranke ale nie grozna. Boze jak jestesmy z niej dumni (zreszta oni tez) az mi się lezka nawet dzis w oku kreci
(...Ciezko bronic psa jak się jest w 8 miesiacu ciazy i z dwulatkiem przy sobie. Aga)

______________________________________________________________

<< powrót do działu ANEGDOTY <<

 

 

projekt wykonanie i administracja - Katarzyna Włodarczyk