MENU GŁÓWNE:
Jaki jest HOVAWART:
Chcę mieć HOVAWARTA:
Mam HOVAWARTA i co dalej?
Nasze psy:
Ot, fotka:
 

najbardziej psi ze wszystkich psów -  HOWAVART

 

<< powrót do działu ANEGDOTY <<

ANEGDOTY- NAUKA:

socjalizacja, wychowanie, szkolenie

 

Ewa: - Ten pies mnie rozzbraja codziennie, co godzine, prawie w kazdej sytuacji. Dzisiaj przed poludniem sobie sprzatalam. Na dachu pracowali dekarze, chodzili po korytarzu, wiec zamnkelam sie z moim draniem w mieszkaniu i przystapilam do odkurzania podlogi. Jako, ze odkurzacz sam w sobie wywoluje u Bojara duze emocje, objawiajace sie szczekaniem i checia pozarcia rury i kalbla, napelnilam kieszenie karma, zeby troche psa barowac i oczywiscie zeby moc w jako takim spokoju odkurzac ;-). Zalaczylam odkurzacz, odkurzam sobie, odkurzam, sprzatam z podlogi plastikowe butelki, poszarpane kartony, kubeczki po jogurtach, skarby przytargane nie wiadomo skad, od czasu do czasu podkarmiajac psa, kazac mu siadac, prosic, zdychac, warowac, zostawac. Pies lazil za mna jakby go ktos kropelka przykleil. Oczywiscie nie obylo sie bez jego dowcipow typu: jak na mnie nie bedziesz zwracac uwagi to cie do tego zmusze, gryzac odkurzacz oczywiscie. Ale bylam nieugieta, za gryzienie nie dostawal nic. Wiec jakos nam szlo. Przeszlismy do kolejnego pokoiku, tego z biurkiem i z pontonem. Odkurzajac ponton zauwazylam (no bo jak moglam nie zauwazyc ;)), ze Bojar zaczyna sie juz nudzic i podszczypywac mnie w... no wiadomo w co. Wiec kazalam mu sie polozyc na pontonie. Dalam smaczka i kazalam zostac. Od czasu do czasu rzucalam mu tam kulke karmy. Zaczelam zbierac skarby z podlogi, wsrod ktorych znajdowala sie szmatka, ktora wykorzystywalam kiedys do nauki podejmowania przedmiotow (niehybnie ukradziona z plecaczka w lazience). Postanowilam dorzucic szmatke na poleczke kolo pontonu, do reszty jego skarbow. Rzucilam i zajelam sie odkurzaniem. Nagle po jakims czasie katem oka zauwazylam cos dziwnego. Odwrocilam sie i co widze? Moj pies lezy dumny na pontonie, szmatke trzyma w pysku i czeka, jakby chcial powiedziec: "Daj nagrode! Patrz, jak ladnie podjalem szmatke. Siedze tu juz pare minut. Patrz, jaki jestem dzielny i grzeczny. No, daj nagrode, plizzz!". Rozczulil mnie strasznie. Oczywiscie dalam smaczka i znowu polozylam szmatke na poleczke. Bojar znowu podjal. I zaczela sie nowa jakosc naszego sprzatania. Ja odkurzalam, a Bojar lazil za mna ze szmatka w pysku, siadal na przeciw, oddawal, siadal przy nodze, przynosil, siadal, lazil. Upierdliwy strasznie, ale jednoczesnie strasznie kochany. W koncu skonczyly sie smaczki, odebralam szmatke, poklepalam psa, wyczochralam, powiedzialam: "Luz" i kazalam sie napic wody. Mysle, ze dzisiejsze barowanie odkurzacza bylo calkiem udane.

______________________________________________________________

Julka: - Pan K tez byl intensywnie socjalizowany w szczeniectwie (jak byl juz u nas). Do dzisiaj mam w oczach scene, jak taki najslodszy w swiecie, maly tlusty hovawrat siedzi pod Ikea i podaje wszystkim, ktorzy sie do niego zblizaja, lape... Eh...

______________________________________________________________

Dorota: - Hovki z przychodzeniem nie mają najmniejszego problemu. Z labradorem czy goldenem jest o wiele trudniej. Ja zreszta wołam tylko raz, a potem odwracam się i odchodzę. Po chwili WSZYSTKIE pięć psów jest przy mnie. Nauczyłam się tego w dzieciństwie - miałam wtedy bardzo agresywną mieszanke foksteriera, ktory gryzł sie z każdym napotkanym psem. Kiedy próbowałam interweniować i mnie sie obrywało. A wiec potem jak tylko widziałam burzę na horyzoncie wołałam i dawałam w długą. Po chwili pies zawsze leciał za mną. A potem tak samo robiłam z dziećmi. Kiedy nie chciały przerwać doskonałej zabawy w piaskownicy, żeby iśc na obiad, zbierałam swoje zabawki i po prostu odchodziłam (chowałam się gdzieś). Najwyżej po pieciu minutach dzieci szukały mamy!

Madzia: Rosinie na ostatni spacer wzięlam naleśnika. Lubię miec co nieco w kieszeni kiedy ją przywołuję. Spacer był porażką - ani kupy ani siku. Rosine przyklejona do naleśnika stawał na uszach, na ogonie, robiła siad i waruj w powietrzu równocześnie.

______________________________________________________________

Dorota: ... dokonalam na Saszce aktu agresji! Saszka jak kazdy szczeniak pozera wszystko co znajdzie. Chodzac z nia na spacery ( z porzednimi psami tez tak bylo, ale wyrosly) mam wrazenie, ze przede mna szedl ktos, kto mial worek kosci i starych kielbas i sypal wszedzie gdzie sie da. No i kiedy Saszka zlapala taka kosc, ja do niej z frolikiem daj, daj, wymianka. Ona oczywiscie pozerala szybko kosc i przychodzila po frolika. Czyli uznala, ze dostaje nagrode za jedzenie kosci. W koncu nie wytrzymalam, zakradlam sie po cichu z tylu jak zarla, wpralam w pysk, krzyczac FE! Od tej pory, kiedy krzykne Fe! Sasza puszcza zdobycz i przychodzi po frolika. Malo odkrywcze, co? Na swoje usprawiedliwienie dodam, ze poniewaz Sazka nie jest moim psem, wiec jestem szczegolnie wrazliwa na wszystkie niebezpieczenstwa jakie moga jej grozic, wiec od razu wyobrazam sobie, ze to kosc zatruta albo ze sie nia udlawi.

______________________________________________________________

kabanta: - Moja totalnie rozkojarzona, ciagnaca sie na smyczy psica, nie zwracajaca uwagi na coraz dluzsze rece panci, odporna na wiedze w dziedzinie zachowan na ulicy itd. dzisiaj wykonala najpiekniejsze "rownaj"! Pisze to z lezka w oku, bo obawiam sie, ze nigdy juz moje oczy nie ujrza niczego podobnego... A bylo tak: Postanowilam dzisiaj nie wierzyc sloncu i wychodzac na popoludniowy spacer wzielam rekawiczki. Po godzinie ganiania psa po polach uznalam, ze pora wracac (nosa juz nie czulam, a sadzac po minach wspolstojacych, byl on w kolorze sliwki wegierki, co w polaczeniu z plamami na twarzy tworzylo na pewno widok niezapomniany). Zawolalam wiec Bante i ZALOZYLAM MOJE CUDOWNE, MAGICZNE SZCZESLIWE REKAWICZKI! (swoja droga wlasnie zaczelam sie zastanawiac, dlaczego nie zalozylam ich wczesniej??) Pies oszalal - oczy jej sie zaswiecily, zaczela skakac, wariowac, zachwycac sie nowymi zabawkami (bo przeciez co innego moglaby miec pancia na rekach, jak nie zabawki?!) ... W koncu, gdy narzucilam tempo marszu (w stylu 'rozgrzewajacym'), moja CUDOWNA PSICA zaczela isc obok mnie - po lewej stronie, majac lopatki rowno ze mna, nie spuszczajac mnie z oczu, leciutenkim dlugim krokiem... nie wyobrazacie sobie jaki to byl piekny widok. Ehhh :-))) Ja wprawdzie rece mialam zlozone na piersiach, zeby nie kusic losu i nie stracic rekawiczek;) - ale Banta wytrzymala tak prawie do samego domu (szybkim marszem z pol mokotowskich idzie sie jakies 30-35 min!). Oczywiscie glupia pancia dopiero po 10 minutach skojarzyla, ze mozna to zachowanie wykorzystac do nauki i zaczela powtarzac co trzeba i dawac smaczki, ale to co zobaczylam bede sobie przed snem przypominac ;) A moze zaczne szkolic ja na rekawiczke? ;-)))

Dorota: - Z tego co wiem, to linia z ktorej pochodzi Banta ma powazne problemy z chodzeniem na smyczy. To znaczy trzeba oczywiscie dzialc, ale tak naprawde to duzo zrobic sie nie da. Przegwizdane. Bo na przyklad juz Saszka jest znacznie lepsza pod tym wzgledem i rokuje a Hoovra dwa lata tego uczylam i dalej robi za parowoz. No chyba, ze wraca zmeczony ze spaceru. Ale oczywiscie poddawac sie nie mozna. Ostatecznie jej ciocia Dolly (siostra Darsy i Huvra) prowadzi niewidomego - zawsze twierdze, ze to musi byc najszybciej latajacy niewidomy w Paryzu.

______________________________________________________________

Ania M w glebokim szoku: - no wiec klikam. Od soboty juz cwiczylam dwa razy, po jakies kilka minut. Wiem, ze to malo, ale lepszy rydz itd. Tylko nie target, a koziolek, bo jednak do targetu musze wymyslic cos innego, bo lyzka drewniana jest zbyt atrakcyjna. Klikam i po prostu oczom nie wierze. Tak jak Ania Sz mi zalecila - kozilek poszedl na ziemie. Przy pierwszej sesji pies zaczal popychac juz koziolek lapa albo nosem, bo wiedzial, ze cos z tego wyniknie po moich wczesniejszych samodzielnych kombinacjach. To wszystko dzialo sie jak na przyspieszonym filmie, wiec pod koniec klikalam juz tylko szturchanie nosem, bo nie chce zeby "aportowal" lapa. Wiem, ze to za szybko, ale MOrgan mnie zszokowal. A dzisiaj juz tylko klikalam popychanie nosem - tak fajnie turlal po lodzie, az w pewnym momencie odrobine wyczekalam i zaczal otwierac pysk, wiec klikalam kilka razy otwieranie pyska. No i on sam podniosl ten koziolek !!!! I spojrzal na mnie!!! ... to idzie za szybko. Czy mam klikac nadal tylko otwieranie pyska, czy jak on juz sam ten koziolek bierze, to juz tylko jak bierze? Boze, moj pies mnie przerasta!!! A to dopiero poczatek ;-))))))

______________________________________________________________

Julka: - Mozna sie pochwalic? Bo ja mam jednego Dzikusa do chwalenia! Moze pamietacie, ze od jakiegos czasu walcze z posesyjnoscia Pana K. No i dawno nie donosilam, jak nam idzie. A idzie nam super (moim zdaniem of course). Przede wszystkim odczarowalismy zabawki i Pan K powoli zaczyna rozumiec, ze fajnie jest miec zabawke, ale fajnie tez jest mi ja oddac, zebym rzucila i zeby bylo za czym biegac. Zaznaczam, ze na razie ten sukces mamy w domu, w ogrodzie nadal "aport" konczy sie tym, ze szczesliwy Kedwesz z zabawka w pysku biegnie do jednej ze swoich baz i tam upaja sie posiadaniem. Ale cicho, do tego jeszcze dojdziemy, w koncu mialam sie chwalic, a nie marudzic. No wiec kiedy zaczynamy sie czyms bawic, ja odwracam glowe, tak, zeby na niego nie patrzec i wyciagam przed siebie rozlozone dlonie, zlozone razem w taka jakby tace. I czekam. I coraz czesciej Kedwesz podchodzi do mnie i wklada mi zabawke do tych rak - na razie tak na probe, na sekundeczke, po chwili zabiera, ale juz wie, ze zabawka nie zniknie w klebie dymu, kiedy dotknie moich rak. Czasami zaciskam zabawke w dloni i momentalnie mu rzucam, zeby mu sie skojarzylo, ze jak mam cos w rece, to to zaraz poleci i bedzie fajnie. I robi w ogole cos bardzo smiesznego: jako, ze jeszcze nie jest gotowy po prostu przyjsc i dac mi te zabawke, ale chcialby mimo wszystko, zebym ja miala i rzucila, to bierze te zalozmy pileczke w przednie zabki tak, zeby jak najwiekszy kawalek sterczal na zewnatrz i krazy wokol mnie i prosi oczami "Zabierz mi, zabierz i rzuc! Moze kiedys sam ci dam, ale na razie nie moge wiec, zabierz, no zabierz, zobacz, jak ci wygodnie zrobilem i prawie nie jest usliniona...". Z tego sie ciesze najbardziej! Poza tym jak K ma cos w pysku, to moge go glaskac blisko pyska i nie zrywa sie i nie ucieka jak do tej pory. Poza tym w ogrodzie, jak ma cos bardzo fajnego, to moge kucnac obok i zblizac rece do pyska, ale robie to tak, ze pokazuje mu, ze mam w dloni smaczek, zaciskam piesc i jezdze nia po trawie i w pewnym momencie wypuszczam i on sobie szuka - staram sie, zeby zblizajaca sie reka dobrze sie kojarzyla. Poza tym, jak cos upadnie na ziemie, to nie leci, zeby sie na to rzucic i bronic dostepu, cokolwiek by to bylo. Cala sprawe ulatwia fakt, ze zdecydowanie mniej kradnie i to, ze w koncu za rada Marii udalo mi sie stworzyc zabawke-fetysz, ktora jest niesamowita atrakcja, wiec uzywam jej zawsze, kiedy trzeba mu cos odebrac, bo oczywiscie nadal unikam bezposredniego zabierania. Ale juz wiele rzeczy mozna mu zabrac z pyska na poczekaniu, szczegolnie sterczacych - dlugopisy, olowki, drewniana lyzke... Nie wiem, jak to sie dzieje, ale widze, kiedy moge mu zabrac, a kiedy cos jest dla niego supercennym lupem. A poza tym od wczoraj (ale wczoraj byl falstart, z ktorego na szczescie wybawila mnie Ola), wiec wlasciwie od dzisiaj jestesmy klikerowcami!!! Z wielkim apetytem na te metode, z kolosalnymi nadziejami i z trudem trzymana w ryzach moja niecierpliwoscia... A poza tym poza tym poza tym, cwiczymi chodzenie w halti i wiecie kto odkryl Ameryke? Ja! Okazalo sie, ze wystarczy miec parowke albo kielbaske a nie jakies tam psie ciasteczko i pies chodzi przy nodze na luznej smyczy i kontaktuje! A wiecie, kto odkryl Australie, czy co tam jeszcze jest do odkrycia? Ja! Bo okazalo sie, ze latwiej jest cwiczyc chodzenie na luznej smyczy w domu niz na lace! Powiedzielibyscie? Trzeba byc naprawde takim kretynem jak ja, zeby po przeczytaniu o tym trzy milony razy w tysiacu zrodel zdziwic sie tak rozkosznie, ze tak jest naprawde lepiej...

______________________________________________________________

(jak oduczyc psa skakania i in. - czyli ŚCIERYZM :))

Fi: - ... Basza tez tak wysoko skacze - a do tego Kasia ja nauczyla dawac buzi wiec oblize polowe twarzy w locie. Sprytna nie? Z metod na skakanie niejskuteczniejsze jest przytrzymanie wyciszenie. Ale do tego trzeba mieć albo pomocnika , ktory przetrzyma pieska...albo swietny reflex! U mnie najlepsza metoda na skakanie byloby niegodzenie sie na to niektorych czlonkow rodziny + odwiedzajacych!

Julka: - Nie tylko u Ciebie... Ja po prostu blagam (niedlugo zaczne na kolanach) ludzi przychodzacych do mnie, jeszcze za furtka, zeby olali psa, to zaraz przestanie skakac. Zeby go nie glaskali, nie mowili nic do niego, a on za chwile sie uspokoi i beda mogli sie z nim witac. No i wyglada to tak: "Piesku, no nie skacz, czemu skaczesz, odejdz, bo ja mam na ciebie nie zwracac uwagi, no taki sliczny jestes, tylko czemu skaczesz, no tak, pamietam, nie patrze na ciebie, sliczny pieseczku, nie zwracam na ciebie uwagi, tylko nie skacz...". Ale dzisiaj byl moj ulubiony mechanik, ktory Kedwesza pieknie ignoruje i Pan K sie zachowywal jak aniol, warowal i wstawal jak w transie z mechanikiem walacym w piec tuz za jego plecami. Bylismy tylko ja, Kedves i serdelek...

Beata: - Ignorowanie też przerabialiśmy. Ale jak ona skacze do twarzy, to to jest odruch, a na plecy osoby wchodzacej tez skacze. Julka moze potwierdzic.

Julka: - Hehe, potwierdzam! Przez jakis czas mialam z tylu ramienia dwa piekne, rodzinne siniaki: jeden po Kodzie, drugi po Kedweszu.

Beata: - ... zycie byloby zbyt piekne zeby takie metody dzialaly.

Dorota: - A sciera próbowalas?

Beata: - Jejku jaka sciera?????

Dorota: - Normalna, taka z kuchni.

karolina: - Dorota, moglabys w skrocie napisac szybki, doslownie podstawowy kurs zastosowania sciery? Ciekawi mnie ta czesc praktyczna...

Beata: - Dorota jeśli efektem tej metody jest zachowanie Hoovera na spacerze o 21 nad jeziorkiem to ja w to wchodze w ciemno i też poprosze o szczegolowy instruktarz. Sciere juz mam.

Dorota: - Sciere w sensie fizycznym tak naprawde stosowalam, kiedy Hoover upomniany tysiac razy, z uporem maniaka, siedzial z lbem w kuble do smieci. Dopiero, kiedy oberwal sciera dotarl do niego gleboki sens mojej komendy. Teraz wystarczy, ze biore sciere i rezygnuje z deseru. Ale wiem ze czesto hovek bywa uparty i rozne sztuczki sie nie sprawdzaja albo dzialaja tylko na chwile, a poniewaz czlowiek tez ma swoja wytrzymalosc i czasem sie wkurza, wiec zauwazylam, ze dopiero jak powiem naprawde ostro, i jeszcze przytrzymam za obroze, dopiero do psa dociera o co chodzi. No wiec w naszym przypadku czasem uciekalismy sie do takich prymitywnych metod.
... ja trzepalam nia psu nad glowa, albo po glowie.

M: - Dorota, popieram, sciera czesto zdaje egzamin raz na zawsze!!!

Edyta: - Sciery nie polecam :-) choc moze czasem skuteczna jest (nas chwile:-Dorota, a co jak nie masz sciery pod reka? :-) Apropos: nie musisz nosic klikera, mozesz wyrobic sobie jakies niepowtarzalne slowo na to, zeby zaznaczyc ten moment, gdy pies zrobi cos dobrze. Uzywasz go Tylko wtedy I juz :-)

Julka: - Moze to byc np. slowo "sciera"

Dorota: - Kliker sie dla mnie nie nadaje, bo po pierwsze, zawsze mam wszystkie rece zajete przez smycze, po drugie nigdy nie malabym go pod reka i wpadka wychowawcza gotowa. Pasztet jest super, ale zanim sie otworzy... i no i te rece wypackane pasztetem... A poza tym jestem blondynka, wiec make everything straight...

Ewa: - A u nas ta metoda nie przejdzie. U nas juz nie ma scierek w kuchni.

_____________________________________

Dorota: - Sluchajcie zlamalam mojemu hovawartowi jego delikatna psychike! Hoover nigdy nie chcial wchodzic do nas do lozka, (mimo moich wielokrotnych nalegan). A od kilku dni wskauje do mnie, jak tylko sie poloze, przytula i mowi "czasem ja tez jestem taki malutki..." W ogole nie wiedzialam o co chodzi, az wczoraj odkrylismy! Wieczorem przed zgaszeniem swiatla Marcin lata po pokoju ze sciera i tlucze komary a Huvru jest tak przestraszony, ze przychodzi do lozka zeby sie pocieszyc. No i Marcin mowi "widzisz, co zrobilas z psem?"

______________________________________________________________

Julka: - ... wolalabym, zeby moj kliker byl caly niebieski... Myslicie, ze to bedzie snobizm, jesli poszukam gdzies ladniejszych modeli klikera...?"

Ania: - Alez skad! Moze nawet znajdziesz jakis obszyty pluszem? Uderzaj do hurtowni Ara!

Julka: - Mysle, ze taki obszyty pluszem moglby byc nadmierna pokusa dla mojego psa i K stalby sie psem stuperocentowo klikerowym, gdyby go pozarl i polknal... Wczoraj tylko cudem uratowalam moje nowe, sliczne jesienne paputki, ktore maja pomponiki. Matko, w Kedwesza wstapil czteromiesieczny Dzikus, kiedy ujrzal te pompony. Oczy mu sie zaswiecily i jednym skokiem rzucil mi sie na nogi. Jednego zlapal do pyska, drugiego trzymal lapa, uciekalam w poplochu z psem dyndajacym mi sie u stop. Teraz to juz nie wiem, gdzie bede chodzic w moich slicznych paputkach...

______________________________________________________________

Edyta: - Pochwale sie 'przy okazji'. Wczoraj drastycznie przyspieszylam Artemiske. Jak zwykle sprawdzonym sposobem - pewien jez mial w tym swoj udzial :-) Cwiczylysmy krotko przed 24.00 (wczoraj rozpoczelysmy szkolenie nocne :-) India latala gdzies w ciemnosciach, a mnie wzielo na aport :-) Kladlam aport kilka krokow od Arte i dawalam komende. Za kazdy dobrze wykonany aport, bylo zarcie i rzut jezem. O rany, ale pedzila :-)) I pomyslec, ze na porannym treningu 'nakrzyczala na mnie' gdy po raz trzeci poprosilam ja o aport :-)) Pozdrawiam wszystkich zmagajacych sie z aportem :-))

______________________________________________________________

Ewa: (O tym jak Bojar mankiety gryzie) - Siedze sobie wlasnie przy komputerze, przy pasku saszetka, w saszetce karma, ktora Bojar, o dziwo, bardzo lubi i staram sie spalic miske. Od czasu do czasu odchodze od komputera, robimy kilka siadow i znowu wracam. Minelo jakies 10 minut spalania, gdy zauwazylam pewna prawidlowosc. Bojar podchodzi od czasu do czasu, traca nosem w lokiec. Na moj brak reakcji lapie mnie za mankiet (a w mankiecie mam nadgarstek). Wtedy ja mowie: "Nie", on puszcza, ja mowie "Siad", Bojar zalicza zarcie. Cos mi sie ta prawidlowosc dziwna wydawac zaczela po tym, jak zauwazylam po pewnym czasie, ze Bojar podchodzi, juz nie traca tylko o razu lapie za nadgarstek, nie czeka na "Nie-Siad" tylko od razu siada. Hmm.... wytresowal mnie! I to w tak krotkim czsie! Lajza jedna. Zmienilam taktyke. Bojar podchodzi, lapie za mankiet, ja bez slowa wychodze na korytarz,
zamykam drzwi, wracam po chwili, mowie "Siad" - Bojar zalicza smaczek. Zgadnijcie jaki byl efekt! No dobra, nie bede was meczyc. W efektcie uzyskalam ciag zachowan: Bojar podchodzi, lapie za mankiet a potem idzie do drzwi i czeka az za nimi znikne. Potem czeka az wroce i sam siada w oczekiwaniu na smaczek. Niby fajnie i smiesznie nawet, tylko kurka wodna, gdzie w tym wszystkim jest ta "eliminacja lapania za reke"? Mysle, tory myslowe moje i mojego psa ida nieco innymi sciezkami. No dobrze, dobrze... wiem, ze powinnam zareagowac zanim psisko zlapie za rekaw, ale... ale w gruncie rzeczy strasznie mi sie to jego cwaniactwo podoba ;-))))

______________________________________________________________

kabanta: - Banta przez ten snieg oduczyla sie nawet przynosic pileczke (co z wielkim bolem udalo nam sie w koncu troche opanowac - nie jest zainteresowana aportem). Niestety wpadlam na pomysl, ze moge jej rzucac piguly albo kawalki lodu, za ktorymi przez dluzszy czas z uwielbieniem ganiala ... Wygladalo to tak, ze rzucalam jej w jedna strone, ona leciala a potem zawracala nie czekajac na mnie, zebym jej rzucila w druga - niestety gdy przestawalam, ona tez konczyla biegi ;) ... Za to wczoraj nauczyla mnie nowej zabawy!!! Wyszlysmy na podworko, rozejrzalam sie czy nikt nie idzie, i rzucam... obejrzala sie, i owszem, zrobila dwa kroki i stoi. Rzucilam w druga strone, rzucilam blizej, Banta patrzy... i stoi. W koncu rzucilam w jej strone, zlapala w pysio i pochylila leb okazujac wieksze zainteresowanie! Rzucilam pare razy i okazalo sie, ze chodzilo o wysokie rzucanie, zeby mogla troche poskakac, ale nie biegac - musialo byc precyzyjnie rzucone nad nia - wtedy bylam nagradzana zachwytem w oczach :-)))) Jestem pojetnym uczniem, nauczylam sie bez klikania. A Banta dobrym nauczycielem, nauczyla mnie metoda pozytywna :-))))

Julka: - To ja i lyzka dziegciu: wklejam z forum klubowego to, co napisala kiedys Maria a propos frisbee, wlasnie z tego powodu musialam zabrac Pana K spod drzewa, na ktorym uwiazl talerz:
"Uwaga, uwaga - hovek jest psem bardzo skocznym i na swoja wielkosc zwinnym, ale nie zapominajcie, ze jest dlugi i ciezki. Wiec uwaga na skoki. Zwlaszcza te 'w gore'. jak rzucacie pilke, patyk czy frisby to rzucajcie plasko i w dal, a nie w gore. Zaoszczedzicie wtedy swemu psu b.duzych i niebezpiecznych obciazen kregoslupa i stawow tylnych konczyn. A mlode psiaki wogole nie powinny skakac. W agility wystarczy 30-40cm. Zreszta dorosle psy tez powinny zaczynac na niskich przeszkodach, zeby nabrac predkosci. Potem jak juz zlapia rytm nie bedzie najmniejszych problemow z wieksza wysokoscia. "

______________________________________________________________

Julka: (agility) - Ewa, czy mozesz uchylic rabka tajemnicy, jak wyglada Wasze domowe agility i jakim cudem Bojar przyfasolil Ci w oko? W pozycji mostka udawalas przeszkode i zamiast przeskoczyc, to Bojar wpadl od spodu...?
Ale dobrze, ze Ci nie potrzaskaly kosci, mam nadzieje, ze szybko sie z siniakiem uporasz. A moze zalozymy nowy watek: "Ostry dyzur"? Ja moge ze swojej strony dolozyc jakims cudem niezlamany nadgarstek, ktory sama sobie odgielam do normalnej pozycji, bo wygiety w druga strone (paznokciami w strone lokcia) wygladal zbyt przerazajaco. Kedwesz biegal po ogrodzie ze swoim pieskiem w pysku i wpadl na mnie z ogromna predkoscia, wybil do gory i kiedy upadalam na beton podparlam sie nadgarstkiem. Boli do dzisiaj. I jeszcze wybity palec zaplatany w smycz, na ktorej Kedwesz sie szarpal.

Ewa: - To nasze domowe agility to nasza slodka tajemnica. A tak naprawde to po prostu robilismy "hop" na zabawke. Chlopak troche sie napalil, a ja sie wlasnie jakos tak pechowo pochylilam nad nim no i stalo sie. Guz dalej sobie siedzi pod okiem i nie chce zniknac, cigle nieco przeszkadzajac w patrzeniu. Siniak jest ju? piekny, ale wydaje mi sie, ze jutro bedzie jeszcze ladniejszy. Az strach pomyslec jaki bylby okazaly gdyby nie torebka z zamrozonym agrestem, ktora sobie przylozylam zaraz po stuknieciu. Ty Julka sie nie chwal zwichnietym palcem, bo Bojar i tak w tej materii jest lepszy od Pana K - Bojar od razu lamie palce zaplatane w smycz. Przez to wszystko na serdecznym palcu mojej prawej reki chyba nigdy juz nie zagosci zaden pierscionek. A do podbitego oka i zlamanego palca od niechcenia dorzuce jeszcze wybity bark. Chetnych przeszkole w tematach: jak wrzucic piaty bieg w seicento majac wybity prawy bark; jak zawiezc szamoczacego sie 25kg psa z rozcieta glowa i powieka majac przy tym 39 stopni goraczki i prawa reke w gipsie po lokiec; jak zrobic rozliczenie podatkowe majac do dyspozycji tylko jedno w pelni sprawne oko i jedna reke (gdyz druga przyciskala akurat do policzka worek z mrozonym agrestem); jak nie wyc z bolu kiedy pies pieknie wykonuje warowanie kladac sie na twoim zlamanym palcu; i jak przez 3 miesiace podawac psu smaczki sztywnymi palcami; oraz jak nie wygladac glupio idac na spacer z psem z pocerowana morda, ubranym w kolnierz trzymajac smycz w rece w gipsie.

______________________________________________________________

Z cyklu: rozmowki na gg: "O Agility"
(imiona pozmieniano, wszelkie podobienstwo do osob i zdarzen jest calkiem przypadkowe:)

K: - a wiesz, jak my dzisiaj szalelismy z K? domowe agility, (wszyscy przezyli) tunel ze stolikow z Ikei, przeszkoda z kija od szczotki i na deser slalom miedzy nogami!
B: - a masz siniaka pod okiem? bo jak nie, to wcale nie bylo ostro
K: - no nie mam, nie moge Ci niczym zaimponowac....

______________________________________________________________

Z cyklu rozmowki na gg: "Rozwazania na temat szkolenia z wstepem nieco nie na temat"

B: - K? Arjuzer?
K: - szjur!
B: - i tu mnie zatkalo, bo nie wiem co dalej
B: - moze: hauarju?
K: - esjumejbino3ajmverihepitudej
B: - uot?
K: - es ju mejbi nou aj em veri hepi tudej
B: - od polowy przeczytalam ale ten poczatek to myslalam, ze po wegiersku jest
K: - no dlugosc to takiego przecietnie krotkiego wegierskiego slowa, to fakt
B: - a ja ci tylko chcialam powiedziec, ze B dzisiaj leb w leb ze starszym chcialo mu sie cwiczyc
K: - boze, to jakis dzien litosci dla zdesperowanych pan!
B: - chyba tak... smaczkow mi braklo i musialam do sklepu przed 9-ta leciec.
K: - ja mam jedna polke w lodowce pelna serdelkow, zeby miz zadna niespodzianka przykra nie spotkala
B: - nakroilam kielbasy, a ten zapracowa3 na cala, jasny gwint. no to potem jeszcze troche przyszalelismy z zabawka i dalam mu kolacje. Nie chcialam przedluzac za bardzo, bo jak mam duzo smaczkow to mnie kusi, zeby jeszcze i jeszcze.
K: - to jest najgorszy problem w szkoleniu - umiec sobie powiedziec: basta...

______________________________________________________________

Ania M: - Kurcze, zebym ja byla taka systematyczna w pracy z psem, jak w siedzeniu przed monitorem, tobysmy nawet te mistrzostwa Niemiec wygrali. ;-))))

______________________________________________________________

<< powrót do działu ANEGDOTY <<

 

 

projekt wykonanie i administracja - Katarzyna Włodarczyk