MENU GŁÓWNE:
Jaki jest HOVAWART:
Chcę mieć HOVAWARTA:
Mam HOVAWARTA i co dalej?
Nasze psy:
Ot, fotka:
 

najbardziej psi ze wszystkich psów -  HOWAVART

 

<< powrót do działu ANEGDOTY <<

ANEGDOTY - MIĘDZY GATUNKAMI:

hovki i inne zwierzątka

 

Monika: - Mam persa (jedna z fajniejszych zabawek Buffy :)), uroczy kotek o nieziemskiej cierpliwosci do mlodszej kolezanki, czasem mnie to naprawde zadziwia. na poczatku bylo dokladnie tak samo jak pisala Ula (mam nadzieje, ze nie przekreciam autorki? Kot syczal, prychal i robil wszystko, zeby odstraszyc natretnego szczeniaka. A teraz Buffy podgryza Miłka, ktory lezy sobie na pleckach, nie protestujac przy tym ani troche. jak sunia zajmie sie czyms innym, to kot delikatnie poszturchuje ja lapka w pysk i upomina sie o jeszcze:) ostatnio przy czesaniu Miłka zauwazylam ze ma kilka miejsc z mocno przezedzona sierscia, to chyba te "delikatne" zabawy Buffy...

______________________________________________________________

Ula: - Dzisiaj kot przeszedl sam siebie wlazl do miski Exita z woda i sie kapal, Exit mial mine jakby chcial powiedziec: "E koles lazienka to jest gdzie indziej". I aby to udowodnic zaczal lapczywie pic wode. Potem pokaze to na zdjęciach, bo ja oczywiście nic nie robie, tylko latam z aparatem za psem i kotem.

______________________________________________________________

M: - Jesli juz o kotach, powiem ciekawostke. Ula, ty chyba czytalas ksiazke o kotach wiec moze mi cos sprobujesz wyjasnic, albo Dorotka bo ona tak fajnie tlumaczy rozne zachowania. A mianowicie jak pisalam koty z moim psami zyja w swietnej komitywie. Wczoraj zbaranialam widzac taki oto widok. Na dole lezaly spiace wilczarze przy kominku, cale 6 sztuk, w tym jeden Bosfor, ktory ma zapalenie pecharza (wrocil chory z Litwy). Schodze z gory i co widze??? Kotka Julka (ta szylkretka) lezy na Bosfora siusiaku i okolicy pecherza i grzeje go. Zglupialam, bo czasami spi z wilczarzami ale bardziej przy szyi, a tu w takim miejscu? Ze Bosio nie protestowal tez sie dziwie. No i w koncu jak ona to wyczaila kiedy lezalo 6 psow? Malo tego,zawsze kladzie sie tylko z wilczarzami podobnymi umaszczeniem do niej (czyli tricolorowe).Nigdy nie idzie do wilczarza czarnego, szarego czy rudego? I to juz chyba nie jest przypadek.Slyszalam ze koty czuja jakies pola magnetyczne, zyly wodne ale wiem o tym bardzo niewiele. Chetnie bym posluchala jakis opowiesci, choc wiem ze tu piszemy o hovkach. Ale bardzo mnie intryguja wszelkie zachowania zwierzat psie, kocie, koni i wzajemnie nawiazane relacje i przyjaznie.

______________________________________________________________

Ula: - A u mnie w relacjach kot-pies nowe wydarzenie. Kot wlazl w poslanie Exita i sobie tam smacznie spi, a Exit chodzi na paluszkach i nawet nie mysli mu przeszkadzac.

______________________________________________________________

Gosia: - Koty to maja zdumiewajacy charakter... skad Amper ma pewnosc ze ujdzie mu zupelnie bezkarnie zajecie poslania takiemu wielkiemu psu :-)))) ...Moja mala koteczka (3kg) tez to robi!!! zajmuje psu jego poslanie kladac sie na srodku z mina: teraz ja tu mieszkam! (a przeciez taki 40kg piesek moglby ja zchrupac na sniadanie.. .skad ona wie, ze on tego nie zrobi???)

Dorota: - Bo nie zakladaja z gory, ze bedzie atakowal, gryzl i ogolnie ze ma zle zamary. To tylko my tak myslimy i dlatego nie mozemy sie dogadac. A poza tym zwierzeta szanuja sen drugiego i jesli ktos spi to mu nie przeszkadzaja. (jak my sie kladziemy, nawet w dzien, to pies zwykle tez sie kladzie, albo cos tam sobie robi i wcale nam nie przeszkadza. Moj Conti czesto idzie do Huvra wylizuje mu pysk, oczka itp, potem zabiera kosc, potem idzie z ta koscia do jego poslania i sie panoszy. A Hoover ciezko wzdycha, kladzie sie obok i mowi: mialem poslanko a w nim pyszna kosc, a teraz mam tam jeszcze malego pieska i nikomu tego nie oddam.

______________________________________________________________

Julka: - Ja to mam mam psa i kota w jednym... Pan K wczoraj w nocy zlapal mysz. Co prawda byla to glupia mysz, bo zlapal ja raz, wypuscil, a ta idiotka po pol godzinie wrocila do kosza na smieci, gdzie czekala na nia smierc. I chociaz byla to meczaca i upierdliwa mysz, to serce mi sie kraje, bo slyszalam, jak ona piszczala, kiedy on sie nia bawil (juz widze to jego 'pac lapa'...). I najgorsze, ze nic nie moglam zrobic, bo jak tylko otwieralam drzwi do swojego pokoju, zeby pojsc myszy na ratunek, to w szparze pojawial sie Pan K z mysza, gotow do wskoczenia na moje lozko i dokonczenia zabawy tam... Biedna mysza... tyle się wycierpiałam jak Pan K dwie noce z rzędu mścił się za króla Popiela i mordował myszy, a ja przyciskając poduszkę do uszu starałam się ze wszystkich sił nie słyszeć ich pisku. On co prawda był święcie przekonany, że to jego małe koleżanki i że bardzo się cieszą, że moga się pobawić w grzmocenie łapami z takim ładnym, dużym pieskiem... Ale ja też, ja też mam hovka na muchy!!!! Śmiesznie było, bo jak był mały i zaczął zauważać te muchy, to nie miał pomysłu, jak się do nich dobrać. Próbował przygniatać je pyskiem na szybie, ale wkrótce nos miał obolały i poobcierany, a muchy nadal latały. Strasznie się denerwował i frustrował. Aż pewnego dnia, w kuchni, koło mnie na stole usiadła mucha. Zupełnie odruchowo przywaliłam w nią ręką. Zobaczył to Kedves, otworzył pysk ze zdumienia, z uszu poszła para a z sufitu spłynęła na niego łuna oświecenia. Natychmiast przyuważył na oknie inną muchę i chlast, chlast w nią łapą! Dopadł, więc następną, na parapecie, chlast, chlast! I na stole! Był przeszczęśliwy! Niestety, muszę dodać, iż tą samą metodą wykańcza myszy... Chlast, chlast... Chlast.

______________________________________________________________

Julka: - Wiec wczoraj wieczorem ogladalam ostatni odcinek "Daleko od szosy" (to tak w ramach wprowadzenia). Kedwesz nie ogladal, ale w sumie nie widzial pierwszych odcinkow, wiec glupio by bylo zaczynac od ostatniego. A w zwiazku z tym, ze wszyscy ogladali ostatni odcinek "Daleko od szosy" (po raz milion tysieczny, ale co tam) a on nie, wiec nudzil sie okropnie. No i nie oszukujmy sie, przeszkadzal wszystkim w ogladaniu ostatniego odcinka "Daleko od szosy" (wiem, ze sie powtarzam, ale na koncu bedzie konkurs: Ktory odcinek jakiego znanego polskiego serialu ogladala wczoraj rodzina Julki, wiec chce Was dobrze przygotowac). Tak wiec kiedy Leszek skonczyl swoje technikum i wyszedl za brame szkoly z Ania i Malym Gruzlikiem, zaczelam sie bawic z Kedweszem, zeby go zmeczyc przed noca. No i zmeczylismy sie oboje i Kedwesz zasnal (anegdotka juz nadchodzi!). Zasnal bardzo mocno. I wtedy obudzila go cma. To nie bylo z jej strony bardzo rozsadne siadac spiacemu psu na nosie. Spiacy pies zerwal sie jak razony piorunem, rozkleil zaspane oczy i ujrzal cme, ktora zerwala sie na rowne nogi w tym samym momencie co on. Mierzyli sie przez chwile wzrokiem, az Pan K postanowil zakonczyc te znajomosc i zrobic "chap". No i prawie zrobil, tylko ze byl zbyt zaspany, zeby pamietac o otwarciu pyska... Cma odbila mu sie od nosa i zawisla w powietrzu kawalek dalej, bo mam wrazenie, ze to nie byla szczegolnie bystra cma, ja na jej miejscu rzucilabym sie do pierwszej lepszej zarowki i skonala w sposob blizszy cmom niz w paszczy Kedwesza, ale ona wolala poczekac, co bedzie dalej. Kedwesz chcial juz isc spac, ale katem oka zauwazyl, ze cma nadal wisi mu nad nosem, wiec zrobil kolejne klap zamknietym pyskiem, a kiedy i ono nic nie dalo, zdenerwowal sie lekko i zaczal tym zamknietym pyskiem klapac na prawo i lewo. Cos mu widac nie pasowalo, wiec dodatkowo zaczal marszczyc nos, az wygladal jak taki pofalowany mokry piasek na plazy, tuz przy wodzie, albo jak harmonijka. Cudny byl, bo oczy mial nadal koszmarnie zaspane, nos zrolowany, a ta cma jak durna latala mu caly czas nad nosem. I on ja gonil i gonil, az w koncu gdzies zniknela. I wlasnie jak zniknela, to Pan K sie rozbudzil i klapnal piekna, rozowa, otwarta paszcza. Rychlo w czas, Kedweszku... Chociaz ja tam sie ciesze, bo mam do ciem ogromny sentyment i ciesze sie, ze uszla z zyciem. Mam tylko nadzieje, ze piec minut pozniej nie splonela w jakiejs lampie, bo to juz by byla zlosliwosc losu, zniweczyc takie cudowne ocalenie...

______________________________________________________________

Dorota: - Saszka stała się dzisiejszej nocy najbardziej popularnym psem w okolicy. Podobno tlumy sąsiadów przychodzą zeby ją zobaczyć i uścisnąć jej łapę! A było tak: w nocy własciciele zauważyli, że Saszki nie ma w domu. Zaczęli jej szukać wszędzie, potem złapali laltarki i razem z robotnikami i reszta swoich hovków szukali jej na okolicznych polach. Nagle z nad rzeki usłyszeli szczekanie. Poszli tam i zobaczyli jak Sasza wyciąga z wody tonąca owcę sąsiadów! Wszyscy byli w szoku. Sąsiedzi przybiegli, podobno plakali całowali Saszkę. Nikt nie rozumie jak to sie stało , ze ona sama wyszła z domu i pobiegła ratowac mećkę, chociaż ci ludzie u których mieszka nie mają żadnych zwierzat gospodarskich i Sasza nie ma z nimi kontaktu!

______________________________________________________________

Edyta: - Dorota, fajne te swinki :-) Sama startowalam od swinek (moim pierwszym zwierzatkiem byla swinka, zaraz po tym jak przynioslam do domu zdechlego kreta i chcialam go trzymac :-)) - to byl taki szantaz rodzicow hihi :-)

______________________________________________________________

Julka: - Wiecie co, ale kicha... Nie wiadomo jak, dzisiaj ni z gruchy ni z pietruchy Kedves wydostal sie na nasza uliczke. Wlasciwie skonczyloby sie normalnie, jak zwykle w takich sytuacjach, kiedy wyslizguje sie np. przez zamykana furtke, gdyby nie to, ze natychmiast dolaczyl sie do niego Ares, pies z naprzeciwka. Pies lancuchowy, wielokrotny uciekinier (przelazi przez siatke jak kot). Dzisiaj to juz jego drugi raz, jak sie zerwal, panstwo glusi na perswazje... No i zaczeli sie tak naparzac, matko boska... Jego pan olal sprawe w ogole sie nie pokazujac, ja wylecialam z tata, moj tata nie wiedzial, co robic, ja polecialam po wode i zlalam ich obu woda, na sekunde od siebie odskoczyli, ale nie mial ich kto odciagac. Jak polecialam po nastepna wode, pojawil sie moj sasiad (ten, ktoremu kiedys suczka chorowala, opisywalam tutaj) i on odciagnal Aresa, a moj tata Kedvesa. Znalezlismy szpare pod siatka, jak dla mnie troche mala, ale moj sasiad twierdzi, ze dla psa wystarczy. Zakrylismy ja roboczo galeziami, ale ja nie jestem pewna, czy wylazl tamtedy. Co prawda ziemia tam byla rozgmerana... Ale boje sie, ze on przeskoczyl przez plot i ze jak zrobil to raz, to teraz to bedzie robil ciagle. A ta uliczka chodza dzieci, jezdza na rowerach... Jestem w ciezkim szoku, ze to sie w ogole stalo, bo on nigdy w zyciu nie wykazywal zadnych tendencji do uciekania czy przeskakiwania czegokolwiek! Ten Ares ucieka co jakis czas, gonia sie wzdluz plotu, ale nawet wtedy nie probowal sie jakos do niego dostac. Jak dzieci jezdza na roweach, to lata wzdluz plotu, ale tylko lata, za listonoszem, ktorego nie znosi - to samo. A teraz nic sie kompletnie na ulicy nie dzialo, cisza, spokoj, nie mam pojecia, dlaczego przelazl. A co dziwne on sam wygladal na zdziwionego tym, ze jest po drugiej stronie plotu... Tak jak kiedys, kiedy skoczyl za mucha i nagle znalazl sie na stole. Byl w ciezkim szoku, nie wiedzial, jak ma zejsc i skad sie w ogole tam wzial... Ale jak mozna niechcacy przelezc przez dziure pod siatka??? Przepraszam Was bardzo, ze znowu zawracam nami glowe, ale jestem przerazona, bo moj chory mozg wygenerowal trzy tysiace katastroficznych wizji i teraz czuje sie z czterech stron osaczona przez ogrodzenia, ktore mozna przeskoczyc i pozagryzac ludzi, ktorzy sie po tamtej stronie znajda... Buuuu. Tak, a wiec to znowu bylismy my, objazdowy cyrk na kolkach pod nazwa Jak nie urok, to sraczka. I wiecie co, ja naprawde nie bede juz nigdy chwalic mojego psa, bo zawsze, zawsze, jak tylko go pochwale, to potem jest jakas katastrofa... Pierwszy raz na Zjezdzie sie pozarl z Grasem. Ale wtedy to mlodszy byl, taki dzieciak wiecej... A teraz... Kurde, no strasznie bylo, a najgorzej, ze gdyby nie ten sasiad, to nie wiem, jak by sie to skonczylo. Moja mama w dygocie nie mogla sie ruszyc z miejsca, a moj tata stal i wolal "Kedves, Kedves", ale nie zdazylam mu zyczyc powodzenia, bo latalam po te wode, ktora mi jako jedyna przyszla do glowy. Pierwsza zlapalam firmowa z lodowki, a potem w jakims opetanczym odruchu oszczednosci zaczelam lac z kranu do butelki, jak glupia... Przypominalo mi sie w biegu, ze trzeba odciagac napastnika za tylne nogi, no ale balam sie... Moze gdybym byla jakos ubrana, ale bylam jak zwykle w kostiumie i czulam sie gola i czulam te zęby na sobie... Jakos w kozuchu latwiej by to bylo zniesc chyba... No wiec okropne to bylo, trzeslam sie chyba przez godzine, chociaz na szczescie zadnemu nic sie nie stalo, tylko troche rudych klakow po uliczce lata. Gdybym tylko wiedziala, czy przelazl przez te dziure, czy gora przez plot! Jak przez dziure, to lepiej, zabezpieczy sie dobrze, a innych (chyba) nie ma. Ale jesli gora... Boje sie, ze bedzie wyskakiwal na ludzi, ech, w ogole jestem na etapie "wyniesmy sie na Grenlandie, zamieszkajmy w bunkrze". I ciekawi mnie, dlaczego dwa lata temu nie zdecydowalam sie na chichuachua...

Dorota: - Cichuachuy sa gorsze. Moja mama ma taka. Ona dopiero dalaby ci popalic.

Ania M: - E tam, gorsze. Julka sciagnelaby gore od bikini, nakryla napastnikow i po akcji. Albo wylalaby odrobine drinka z lodem ze swej szklanki, ktora akurat nosi pewnie caly czas przy takim upale i zalaby ich na amen. Tylko te male pieski sa strasznie szybkie, trudno trafic...

______________________________________________________________

<< powrót do działu ANEGDOTY <<

 

projekt wykonanie i administracja - Katarzyna Włodarczyk