Dziennik podróży z hovawartem na tylnym siedzeniu
II. Krajowa Wystawa Hovawartów we Wrocławiu,
Przegląd Miotów z rocznika 2008 w Sulistrowicach
i inni
- czerwiec 2009
po drodze
pasieka ;)
VIEDŹMA
HONAY
SUNIA
FIDEL
WALNE
NORIS
CARMEN
BUFFY
SUNIA
NORIS
JAGA JUNIORKA - CAC IHF, BOS, BOB
EDDIE - BOS, CAC IHF
Frekwencja, statystyka,
regulaminy, podsumowania i zwycięzcy - wszystko to pięknie wyliczone
i odnotowane, zostanie na wieki w klubowej dokumentacji. Tym, co wylatuje
z głowy najszybciej są szczegóły. Jeśli jesteście ciekawi, co zapisałam,
żeby pomóc sobie nie zapomnieć, zapraszam do lektury tajnych kart z
mojego zamykanego na kłódkę różowego pamiętnika z pachnącymi stronami.
Żądnych sprawozdania z prawdziwego zdarzenia przepraszam.
12.06.2009 r.
Kochany Pamiętniczku!
Do Sulistrowic, celu podróży, wyruszam z Olą, jej
czarną suką Jagą i Renatą, prawdopodobnie ciemnowłosą kobietą w okularach,
wydającą polecenia beznamiętnym, irytującym, ale hipnotyzującym głosem.
Za ich wykonanie nie nagradza, mało tego, wydaje kolejne, których realizacja
wymaga analizy niemalże ontologicznej: "Po trzystu metrach jedź naprzód",
mówi Renata na prostej aż po horyzont drodze, z której nie da się zjechać.
Jak, nie jadąc przed siebie, przejechać te trzysta metrów, po których
można będzie bezkarnie i z błogosławieństwem Renaty jechać naprzód?
Ech, życie, wieczna zagadko..
Podróż mija spokojnie aż do momentu, w którym okazuje
się, że kiedy przyciskam głowę do klatki piersiowej (nie pamiętam,
jak to się stało, że postanowiłam to właśnie uczynić), przez całe plecy
i nogi przechodzi mi prąd. Następne trzy godziny spędzam na kompulsywnym
przyciskaniu głowy do żeber i analizie chorób, które przechodzący prąd
może oznaczać. Zapalenie opon mózgowych! Ola ze stoickim spokojem znosi
fakt, że zachowuję się na siedzeniu obok niej jak ilustrująca skutki
niezapinania pasów kukła z przetrąconym kręgosłupem.
Jedzie z nami niebo. Pojawiają się na nim to białe
obłoki, wyglądające jak strzępki waty cukrowej, to szare chmury wypuszczające
strugi światła, to różnorakie tęcze, wreszcie ogromna, czarna jak smoła
chmura wisząca dokładnie nad miejscem, do którego zmierzamy.
Dojeżdżamy na miejsce. Na parkingu czeka na nas (dobrze,
tak naprawdę przechodziła przypadkiem), Ewa, właścicielka Viedźmy, nasza
współlokatorka in spe. Wysiadam z samochodu i przed sobą widzę rząd
uroczych, drewnianych uli.
- Ojej, mają tu ule, jakie malutkie! Nasz domek
jest za pasieką? - pytam.
- TO jest nasz domek. - Ewa wskazuje na ul, który uznałam za
zbyt zdezelowany dla pszczół i dlatego stojący na uboczu.
Dreszcz przechodzi mnie nawet bez pochylania głowy.
- Narzekasz na pasiekę? To chodź do nas, na czworaki.
- mówi żałobnym tonem Rafał od Eddiego, który właśnie do nas dołączył.
Wchodzimy do stojącego na parkingu budynku, który wzięłam za ciąg garaży.
Okna apartamentu Rafała wychodzą na nasz pozostawiony tam przed chwilą
samochód, a w pokoju mieści się łóżko i psia miska. Z jaką radością
biegnę do ula! Na odchodnym słyszę, jak Alicja, żona Rafała cedzi przez
zęby:
- Daj mi jeszcze krupniku. - I nie ma na myśli zupy.
Na szczęście okazuje się, że za pasieką jest prawdziwe
życie, a ośrodek jest fajny i położony w ślicznym miejscu. Gościnnie
odwiedzamy toalety, prysznice, rozcieramy skostniałe dłonie u mających
ogrzewanie, w końcu lądujemy na integracyjnej, międzynarodowej (Jana
od Uno i butelka Becherovki) nasiadówce w domku szefowej Klubu. Pijemy
kawę zbożową Anatol i po cichu rozmawiamy o malarstwie flamandzkim i
imperatywie kategorycznym u Kanta...
Noc jest zimna. W ulu kładę się do łóżka. Przykrywam
się dwiema kołdrami, odkrywam, siadam i przyciskam głowę do klatki piersiowej,
żeby sprawdzić, czy nadal mam zapalenie opon mózgowych (nadal), kładę
się z powrotem i już cztery godziny później zasypiam. Przez te cztery
godziny rewiduję swoje przekonanie, że śmierć przez zamarznięcie jest
najprzyjemniejszą z możliwych opcji zejścia z tego świata, bo podobno
pod koniec robi się człowiekowi ciepło. Koło szóstej rano szczerze żałuję,
że jestem jeszcze tak bardzo żywa.
Po szóstej zasypiam (albo tracę przytomność z powodu
wychłodzenia organizmu). Po przebudzeniu zatykam kłębem papieru toaletowego
całkiem sporą, przechodzącą na wylot tuż na wysokości mojej twarzy dziurę
w ścianie, której po ciemku nie zauważyłam. Następna noc jest wspaniała.
13.06.2009 r.
Poprzedniego wieczoru umawiamy się o ósmej rano na parkingu, żeby wspólnie
pojechać do Wrocławia na II. Krajową Wystawę Hovawartów. Ręka do góry,
czy ktoś się stawił?
Trochę spóźnione ruszamy w drogę. Renata jest w dobrym
humorze, daje proste wskazówki, nie pada deszcz, dzień zapowiada się
miło i wygląda na to, że bez problemu zdążymy na rozpoczęcie wystawy.
Na wystawę trafiamy akurat, kiedy z ringu schodzą
psy z klasy pośredniej. Za sobą mamy przedziurawione koło, wizytę w
warsztacie i kluczenie po ogromnym supermarketowym parkingu, z którego
nie możemy wyjechać (Renata dostała z nerwów choroby lokomocyjnej).
Trudno uwierzyć, że jesteśmy właściwie w centrum
Wrocławia. Na terenie wystawy jest jak w parku. Zielona trawa, wysokie
stare drzewa, ogromne ringi, płynąca z głośników muzyka, stoisko z psimi
akcesoriami, barek z jedzeniem, ogólnodostępny kran z wodą dla psów,
pod rozłożystym drzewem loteria zorganizowana przez Marię od Achai (do
każdego losu naklejka i lizak, do wygrania przywiezione przez hovawarciarzy
fanty). Wychodzi słońce, wieje rozszalały, ale ciepły wiatr, jest pięknie!
Wszystko to, z pogodą na czele, dzięki organizatorkom wystawy, Karolinie,
właścicielce Baszy i Kasi, właścicielce Hektora i Vlada Draculi oraz
oddziałowi ZK we Wrocławiu.
Na wystawę zgłoszonych jest ponad 70 psów, więc pani
sędzia, Gabriela Höllbacher, ma pełne ręce roboty. Ocenia uważnie, ale
wprawnie. Klasę Baby i szczeniąt sędziuje Anna Sekrecka. Za tabliczkami
z numerami 1, 2 i 3 zmieniają się kolory, rozmiary, faktury i modele.
W czasie ostatecznych biegów wokół ringu słychać oklaski. Widzowie jedzą
arbuzy, piją kawę, wylegują się na słońcu ze specjalnie po to przywiezioną
z domu poduszką pod głową, rozpoznają się i zapoznają, gadają, śmieją
się, kibicują. Najwięcej roboty ma Kasia, która oprócz swojej suczki
Carmen, wystawia też trzy inne psy. Ringi są naprawdę duże, biegania
jest sporo, ale Kasia świetnie sobie radzi i przemyka obok nas raz po
raz, jakby miała gdzieś ukrytą parę skrzydeł...
Razem z pucharami dla zwycięzców poszczególnych klas
zostaje wręczony Puchar Louli. Tym razem Maria od Suni przekazuje go
właścicielowi ULISSE de la Ferme D'Haudery.
W międzyczasie zaczyna się losowanie nagród na loterii.
Zgromadzone wokół sterty dóbr dzieciaki losują zwitki papieru i odczytują
kolejne numerki. Drżące z podniecenia ręce (to naprawdę emocje: Kiedy
będzie mój numerek, ciągle go nie ma, na pewno go nie wyczytają i tylko
ja nic nie wygram!) wyciągają się po psie zabawki, szczotki i grzebienie,
smaczki, książki, majtki (sucze i damskie), latające talerze, namioty
wystawowe, tunele do agility.
- Mam nadzieję, że nie macie do wygrania szczeniaka
hovawarta? - pyta ktoś z niepokojem. Z kronikarskiego obowiązku:
spośród chyba stu możliwych fantów ja wygrałam ten kupiony przez siebie.
W czasie wystawy odbywa się również pokaz szkoleniowy,
w którym biorą udział dwa hovawarty, WERIS Stella Polaris i ULISSE de
la Ferme D'Haudery oraz dwa owczarki belgijskie. Komentator na bieżąco
informuje przez głośnik, co się dzieje na placu szkoleniowym, więc siedząc
kawałek dalej mniej więcej wiem, co się dzieje. Kiedy z emfazą wykrzykuje:
- Jak ten pies szuka! Szuka, szuka, szuka i ciągle
szuka! - a siedząca obok mnie Czeszka chichocze*.
Zwycięzcą Wystawy zostaje czarna JAGA JUNIORKA Tu
Pilnuje. Pozuje do zdjęć z tak niewymuszoną gracją i wdziękiem, że gdybym
nie widziała jej właścicielki, zastanawiałabym się, gdzie się tego nauczyła.
Uczestnicy powoli rozjeżdżają się do domów. Opiekun
terenu wystawowego mówi, że mamy ładne psy, a wystawa była super. Naprawdę
trudno się z nim nie zgodzić.
Wracamy z powrotem do ośrodka pod górą Ślężą. Zostaną
tam przetestowane cztery psy, które nie mogą stawić się na Przeglądzie
Miotów nazajutrz, a potem w barze ośrodka wczasowego odbędzie się Walne
Zebranie Członków Klubu Hovawarta ZKwP. Ze statystyk wynika, że zgromadzeni
najchętniej jedli zapiekanki (6 sztuk), pierogi "ze śmietanką i cebulką"
(3 porcje), schabowe (2 porcje). Danych tych nie ma w protokole.
Jak każde porządne walne zebranie, także to kończy
się pod prysznicem. Po północy pan z baru dyskretnie wyrzuca nas ze
stołówki i publiczna łazienka jest jedynym nadającym się do dalszych
obrad miejscem. Nie od parady jednak hovawarciarze są rasą użytkową
i takie wzywania, jak siedzenie w brodzikach czy pisanie na laptopie
umieszczonym na umywalce (i tylko ten lęk, żeby przypadkiem nie odkręcić
wody...), nie są im straszne.
Po zakończeniu zebrania jeszcze ostatnie papierowe
przygotowania do jutrzejszego Przeglądu Miotów, wślizgnięcie się pod
dwie kołdry i już po dwóch godzinach snu mogę być z powrotem na nogach!
14.06.2009 r.
Jak potwornie jest wstawać, kiedy wszyscy inni jeszcze śpią. Starając
się nie obudzić dziewczyn, z jednym okiem otwartym robię kawę, którą
usiłuję potem przenieść w plastikowym, chybotliwym kubeczku na miejsce
testów (donoszę niewiele, cierpię). Równie zaspane organizatorki Przeglądu
uwijają się jak, nomen omen, w ulu. Kiedy dwie godziny i kilka przetestowanych
psów później dzwonią moje rozkosznie rozespane współlokatorki i pytają,
dlaczego kupiłam tylko kawę 3w1 i czy one sobie niby mają, przepraszam,
wyskubać z niej cukier, mówię tylko:
- Szybko, nie ma ludzi do sztucznego tłumu
- i odkładam słuchawkę na widełki (na stolik).
klasa otwarta
Na Przeglądzie stawia się kilka licznych reprezentacji
zeszłorocznych miotów. Hodowcy witają się ze swoimi "szczeniaczkami",
bacznie obserwują przebieg testów, na szczęście są zadowoleni. Pani
Gabriela Höllbacher ewidentnie lubi psy, a one to ewidentnie czują.
Zwraca dużą uwagę na kolor okrywy włosowej, podszerstka, podpalań, uważnie
śledzi ruch psa, w chwilach niepewności czule ośmiela. Idzie nam sprawnie,
właściciele są bardzo zdyscyplinowani i zjawiają się na placu o czasie,
prawie wszyscy mają ze sobą ulubione psie zabawki (ponieważ temat ten
żywo mnie interesuje, pozwolę sobie przytoczyć kilka najciekawszych
egzemplarzy: wielka pluszowa głowa konia, przywodząca na myśl słynną
scenę z "Ojca Chrzestnego", fioletowa frotowa ośmiornica, gumowy por).
Kiedy malutkie dziecko wydostaje się w wózka i płacze
zagubione za budką, w której znajduje się "biuro" Przeglądu, Kasia od
Carmen nie podnosząc głowy znad komputera mówi:
- Gdzie są właściciele, komuś zerwało się dziecko ze smyczy i
płacze.
Po zakończonym Przeglądzie pani sędzia mówi, że mamy
przyjacielskie i ładne psy, problem widzi raczej w niektórych właścicielach,
którzy nie umieją porozumiewać się ze swoimi hovkami inaczej, niż wydając
im suche komendy.
- Śpiewajcie ze swoimi psami, ja tak robię, chociaż ludzie patrzą
na mnie, jak na wariatkę - zachęca.
Na placu testowym spędziliśmy dziesięć godzin. Kolejny
gorący słoneczny dzień dobiega końca. W ośrodku wszyscy pakują się do
wyjazdu, ja padam na łóżko i zastanawiam się, jak kiedykolwiek mogło
mi być zimno.
Z zachwytem i smutkiem, bo nie wiem, kiedy znowu je
zobaczę, oglądam z okna samochodu okolice Sulistrowic, bezkresne zielone
pola, czereśnie rosnące na poboczach dróg, przepiękne stare gospodarstwa,
niebo niebiestsze i obszerniejsze niż zwykle. Żałuję, że to się zaraz
skończy i wjedziemy na autostradę.
Na a-czwórce jest wypadek, stoimy unieruchomione w
korku. Dookoła samochody. Najlepsza Weteranka wystawy śpi na tylnym
siedzeniu. Ola i ja nie możemy zasnąć, chociaż bardzo byśmy chciały.
- Chodź, pooglądamy zdjęcia. - mówię do Oli
i pochylam się, żeby wyjąć z torby aparat. Kiedy przyciskam głowę do
klatki piersiowej, przez plecy i nogi przechodzi mi prąd.
tekst i zdjęcia: Julia Wolin
-------
* - "szukać" - po czesku wulgarne określenie czynności płciowej
więcej zdjęć możesz zobaczyć TUTAJ
UWAGA:
We wrześniu 2009 roku prężnie działający Klub Hovawarta
ZKwP został przez ZKwP zawieszony, bez wskazania powodu takiej decyzji.
Osoby związane z Klubem wiedzą, jak bardzo będzie go brakować, jeśli
zostanie zamknięty. Działał nie tylko dla hodowców hovawartów, ale także
dla właścicieli chcących lepiej poznać swoje psy, nauczyć się życia
i współpracy z nimi. Przeglądy Hodowlane organizowane przez Klub miały
nie tylko nieocenioną wartość merytoryczną, ale także w przemiłej atmosferze
integrowały środowisko hovawarciarzy. Ostatni Przegląd Miotów odbył
się w czerwcu 2009 roku.
Jeśli chcielibyście swoim podpisem wesprzeć Klub Hovawarta ZKwP, choćby
po to, żeby móc kiedyś jeszcze przyjechać na Wystawę Hovawartów lub
Przegląd Hodowlany organizowany przez Klub, podpiszcie ten przykładowy
list
www.hovawart.net.pl/glos_wsparcia.doc
i wyślijcie go jak najszybciej na adres:
Zarząd
Główny ZKwP
00-029 Warszawa
ul. Nowy Świat
35
DZIĘKUJEMY
<< powrót do działu RECENZJE <<
|